STRONĘ PRZENIESIONO NA :
www.travelmoto.pl
ZAPRASZAMY
Weekend majowy zaczął zbliżać się wielkimi krokami.
Plan na weekend oczywiście motocyklowy jest bardzo prosty: objeżdżamy Słowację i Czechy – niezmiernie cieszę się na ten wyjazd.
Z radości wytrąca mnie telefon: jedziemy do Dani.
Pivo wypadło z ręki, puszka pokulała się pod stół.
Dwa dni przed wyjazdem telefon: nie Dania, a Holandia – Amsterdam. Czyli miała być jazda po winklach, będzie po autostradzie – trudno, Amsterdam to piękne miasto, takie żywe, nieobliczalne.
Mam nadzieję, że choć pogoda nie będzie tak zmienna jak my – jeszcze wtedy nie wiedziałem jakże się myliłem
Ale tam gdzie my to i zabawa przednia, więc z góry wiadomo, że będzie świetnie
Wyjazd planujemy w piątek na 16h, ale ja wiem, że z pracy nie zdążę, więc sugeruje 18 h, ale od rana w pracy moje szare komórki myślą tylko o jednym – jazda, jazda – więc nie wytrzymuje i urywam się wcześniej. Chwile po 16 h melduje się w umówionym miejscu, reszta dojeżdża o …17. Szybkie kilka fotek, kilka kawałów i od początku dużo śmiechu i szorujemy dalej.
Wyjechali: Ewelina na DR-ce, Andrzej na Afryczce, Max na GS dużym i ja na GS troszke mniejszym. Dzień mamy piękny, słońce pięknie świeci w kask, wiatr delikatnie owiewa nasze tekstylia, a my snujemy po naszych równomiernie rozłożonych dziurach na drogach.
Stajemy na kawę, pani w barze nie chciała dać się poderwać – więc skończyło się rosołem z kur wielu .
Nie mogliśmy się pożegnać na kilka dni z ojczyzną bez … obiadu, choć o tej porze to raczej kolacja, tym bardziej, że kończymy ją już po zachodzie słońca. Obiado – kolacja smaczna i cudownie nastraja nas do dalszej jazdy, więc zmuszamy się do opuszczenia niewygodnych krzeseł i pustych talerzy na rzecz wygodnych siedzeń naszych motków i grzejemy na granicę.
Na autostradzie jedziemy, jedziemy, jedziemy … do okoła niezmiennie czarne krajobrazy (w końcu noc ), jedynie krótkie postoje na tankowanie i rozprostowanie starych kości. Każdy postój dodatkowo okraszamy porcją humoru poprzez kawały i śmiechy z byle czego.
Niektórzy znudzeni ciągłą jazda – pchają motor
Do znajomych w Niemczech dojeżdżamy o 4 nad ranem, pivko, kilka opowieści i kładziemy się spać równo ze śpiewającymi ptakami za oknem, które … właśnie wstawały:)
Wcześnie rano skoro świt, czyli tak koło 12 h wstajemy i po pysznym objedzie, który nie tylko pobudza nasz organizm, ale także łechce nasze podniebienia ruszamy dalej.
Przed wyjazdem cieszymy się, że pogoda nam dopisuje – pierwsze tak ciepłe dni w tym roku. I tak cieszyliśmy się jeszcze z godzinę, do momentu gdy … zaczęło padać (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że już prawie cały czas będzie padać), więc szybko uzupełniamy odzież i pchamy się w deszcz i do Amsterdamu.
Granica pomiędzy Niemcami, a Holandią jest prawie niezauważalna. Zatrzymujemy się na pierwszej stacji benzynowej śmiejąc debatujemy nad tym skąd poznać, że jesteśmy w Holandii.
W związku z tym pada kilka zabawnych kawałów i żartów, np:
Pytanie: Po czym poznać, że jesteśmy w Holandii ?
Odpowiedź: Po tym, że krowy są ładniejsze od kobiet.
(przepraszam, jeśli uraziłem jakąś Holenderkę obecną na tym forum)
Powyższe żarty nie sprawdziły się w Amsterdamie, ze względu na duże wymieszanie narodowościowe.
Przed Amsterdamem upadamy coraz niżej … pod poziom morza. Rzekłbym nawet, że wpadamy w … depresję na szczęście geograficzną
Sam Amsterdam wita nas o dziwo bez deszczu. Pakujemy się na kemping pełny wesołych ludzi, odgłosy wielojęzykowe jak na wieży Babel. Jeszcze tylko rozbicie namiotów, tzn niektórzy qucheby rozwijają w 3 sekundy i drugie 3 sek na matę samopompującą, a niektórzy męczą się z rurkami i popmują materace. Po zalokowaniu się na skrawku trawnika pchamy się na zwiedzanie miasta, by po 200 metrach … przystanąć na pivo.
Miasto zwiedzamy z niezwykłym zainteresowaniem, a interesuje nas wszystko
W pierwszej kolejności trafiamy na … rury z wodą. Jedna pokazuje poziom morza, druga poziom wody w okolicznych kanałach, a trzecia poziom wody podczas powodzi w którymś tam roku. Robi wrażenie i przytłacza ..
Po zachwycie nad inżynierią hydrologiczną Holandii udajemy się dalej.
Zwiedzmy muzeum erotyczne, gdzie zrywamy się ze śmiechu pozując w erotycznych pozach wyginając powabne ciała przed fotograficznym obiektywem
Kobieta doskonała
A krowy chodziły nawet po sufitach
I tak cała noc zeszła nam na uciechach, morzu piva i … nad ranem wróciliśmy do naszych materiałowych domków, różnymi ścieżkami, a każdy odnalazł swój kącik
Plan na rano jest prosty: wstajemy, wzmacniamy organizm dawką pożywnego holenderskiego śniadania, jedziemy na miasto, zwiedzamy, robimy artystyczne foty i po obiedzie wracamy do znajomych w Niemczech. Niestety założenia planu całkowicie się rozmyły. Skończyło się na: późnym wstaniu, słabym śniadaniu i … wyrywamy prosto do Niemiec, a głowy tak wielkie, że kaski ciężko wcisnąć. Dobrze, że pada - przynajmniej organizmy nasze ostygły
Po przekroczeniu granicy Holendersko – Niemieckiej startujemy dalej ... w trzy maszyny.
Po drodze zahaczamy o miasteczko Bad Essen ,które podziwiamy za czystość i kwiaty, ale nie tylko.
Podziwiamy także rumaka, którego każdy może dosiąść
Przed wieczorem dojeżdżamy do znajomych (oczywiście cały czas w deszczu), którzy czekają na nas ze smakołykami, przy których łącznie z pivem i whiski spędzamy czas na opowieściach, dyskusjach i takich tam do północy.
Na dugi dzień tradycyjnie wcześnie rano skoro świt … tak około 10 h wstajemy.
Choć niektórzy niewyraźni
Przed wyjazdem niektórzy wciskają się w ciuchy przeciwdeszczowe „oryginalne osłony na buty BMW”
Jadąc pierwsze kroki kierujemy do Minden gdzie zwiedzamy ciekawy obiekt: kanał do przepraw barek, który płynie górą w specjalnej niecce, a pod spodem ... droga i rzeka. Niezwykle ciekawe miejsce.
A przed nami ponad 600 km jazdy austodradami, tak więc nie zastanawiając się pchamy się dalej ku Polsce. Jazda niezmienna: deszcz, tankowanie, batonik. Stałe elementy jedynie co niekiedy poprzerywane jakimiś drobiazgami, np. przepychanie się przez korki. Po przekroczeniu granicy jeszcze jedna atrakcja: jazda w Polsce po autostradzie niczym tarka. Po 50 km miałem jej już dość – wyczęsło mnie niczym na leśnej drużce.
Wróciliśmy w poniedziałek wieczorem, dodając do życiorysu naszych motków dodatkowe ponad 2 tys km. Zmęczeni, ale usatysfakcjonowani, choćby tym, że większość czasu spędziliśmy na naszych dwukołowych przyjacielach. Mój GS był zadowolony – w końcu w Amsterdamie był pierwszy raz.
Niestety nie zdołaliśmy zarejestrować jak nisko upadliśmy, ale na pewno było to kilka metrów poniżej poziomu morza. Na szczęście moralnie nie upadliśmy
Niestety nie zdołaliśmy zarejestrować jak nisko upadliśmy, ale na pewno było to kilka metrów poniżej poziomu morza. Na szczęście moralnie nie upadliśmy
Etykiety:
Europa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Łukasz wymiatasz z tymi relacjami :)
Szacun!!!
Prześlij komentarz