Facebook

Prawa autorskie: spozo. Obsługiwane przez usługę Blogger.


STRONĘ PRZENIESIONO NA :

www.travelmoto.pl


ZAPRASZAMY








Białe szaleństwo przeciętnemu „zjadaczowi chleba” kojarzy się z nartami, snowboardem, co niektórym z bałwanem, a motocyklistom kojarzy się z corocznym zlotem Elefantentreffen, który odbywa się w bawarskiej miejscowości Loh wśród lasów i gór w malowniczo położonej kotlinie. Zlot jest miejscem, gdzie co roku wielu „szaleńców” wybiera się motocyklem by w towarzystwie innych zakręconych motocyklistów biesiadować w klimatycznej kotlinie w śniegu przez kilka niezapomnianych dni.
Tu wszyscy są  sobie pomocni, znikają wszelkie niezgodności, każdy chce komuś pomóc. Skąd to się bierze ? Odpowiedź jest prosta. To nie jest łatwy zlot, tu trzeba mieć „jaja”, by tu przyjechać trzeba pokonać trudności na drodze, przezwyciężyć strach. Zmierzyć się ze śniegiem i mrozem. A po co ? Przecież można siedzieć w domu, w ciepłych kapciach i marzyć o ciepłych krajach, długich suchych asfaltach … niektórzy  z nas zapewne straciło bliskich, znajomych, na motocyklach - to jest zlot poświecony pamięci tych motocyklistów…, a do tego klimat panujący na tej imprezie wciąga.
Gdy pierwszy raz wybieraliśmy się na Elafanta, to cały czas sobie powtarzałem: dojechać, wrócić, zaliczone, wystarczy. Ale nie – po pierwszym razie był kolejny, i kolejny.
Elefant wciąga …
Więc w tym roku postanowiliśmy także popełnić przygodę Elefantową.
Rozpoczęliśmy więc przygotowania, tak by sprawnie, bezpiecznie i w miarę komfortowo pokonać trasę, a na miejscu przeżyć niezapomnianą zabawę.
Rozpoczęliśmy przygotowania. Mufki na kierownicę, by osłonic ręce, osłony na nogi by ochronić przed zimnem i chlapą z asfaltu, ciepłe ciuchy motocyklowe i takie by nie przemokły, polary, kaski – wszystko dopracowane i dopięte na ostatni guzik dzień przed wyjazdem, by przejazd trasą należał do przyjemnych zarówno w temperaturze -20, jak i w śniegu, bądź deszczu.
           
            Przygotowania rozpoczęliśmy już wcześniej, po ty by przygoda była jak najfajniejsza.
Rozpoczęliśmy od przygotowania motocykli. Przede wszystkim akumulator – bo tu nie ma miejsca na półśrodki – musi być dobry i pewny – bez tego możemy mieć kłopoty z odpaleniem. Dodatkowo bierzemy kable rozruchowe, by odpalić od innego motocykla.
By sprawnie i bezpiecznie kierować postanowiliśmy wyposażyć się w mufki na kierownice. Najlepsze wydały się mufki Tucano Urbano. Są ciepłe, nie zamykają się po wyciągnięciu ręki, dzięki czemu łatwo trafić do nich ręką, jak podczas jazdy wyciągniemy rękę by przetrzeć szybkę w kasku. Dzięki temu, że są obszyte od środka ciepłym futerkiem możemy jechać w cienkich rękawicach co znamienicie ułatwia kierowanie i operowanie mniej lub bardziej potrzebnymi przyciskami w motocyklu. Podobnie by osłonić nogi i buty przed chlapą założyliśmy motokoce.


Ciekawym tematem okazały się opony, ze względu na nowe przepisy niemieckie wymagające by każdy pojazd zimą posiadał opony zimowe. Temat trudnowykonalny w przypadku motocykli, ale są opony, które są dostępne i spełniają warunek opon zimowych (S+M) – Continental TKC 80 – niestety dostępne w większości do motocykli enduro. W przypadku pozostałych motocykli ważne by opona była w dobrym stanie, z konkretnym bieżnikiem, który dobrze sprawują się na mokrej nawierzchni.
Po przygotowaniu motocykli przyszedł czas na przygotowanie samych siebie.
Najlepiej by było zabrać kilka różnych ciuchów by były na różne warunki pogodowe: na „w miarę ciepło”, na zimno, na mróz, na śnieg/deszcz – ale motocykl to nie samochód, ani nie wielbłąd, więc wszystkiego się nie da zabrać ze sobą, więc bierzemy rękawice, tak na wszelki wypadek dwie pary.

W przypadku kasku wybór padł na Shoia Hornet DS bo i o bezpieczeństwo chodzi jak i o to by był w miarę ciepły, ale tez przewiewny by nie parował, choć to ma zapewnić Pin Lock zabezpieczający przed parowaniem.
Buty – stopy, palce podczas jazdy mają to do siebie, że najszybciej przemarzają. Więc pomyśleliśmy o takich butach, co nie przemakają ( z membraną GoreTexową), troszkę większe by weszły z dwie, albo nawet trzy pary skarpet, a do tego podgrzewane skarety.

Ciuchy – podstawa to bielizna termoaktywna, jako pierwsza warstwa doskonale radzi sobie z utrzymaniem ciepła przez ciało, a do tego reszta ciuchów na zasadzie cebuli. Lepiej założyć ciuchy typu polar, windstoper, niż swetry wełniane etc, które by dały tą samą ochronę przed zimnem, musza być wielokrotnie grubsze, a przez to będziemy wyglądać jak misie na motocyklu i ciężko będzie się poruszać. Na wierzch pomyśleliśmy o konkretnych ciuchach motocyklowych (spodnie, kurtka) – w myśl zasady – im lepsze tym większy mamy komfort. Najlepiej takie zapewniające ochronę przed deszczem, ale też takie które oddychają, bo nie ma nic gorszego jak spocić się. Po spoceniu szybko zrobi się zimno.

Do tego bierzemy namiot, grila by było na czym ogrzać jedzenie i inne pyszności, siekierę do drzewa plus szufla do przegarniania śniegu, oraz ciepłe zimowe śpiwory.
Przed wyjazdem realizujemy w niedzielne poranki naszą drugą pasje jaką jest kąpiel w mroźnym jeziorze z innymi morsami, co hartuje nasze organizmy.


Tak przygotowani dzień przed wyjazdem jesteśmy w pełni gotowi do wyjazdu wraz z pełną dawką pozytywnego humoru.

A czwartkowy dzień wyjazdu szybko nadszedł.
Dzień przed wyjazdem przed spaniem – na dworze przyjemna pogoda, śniegu brak. Pobudka rano przed czwarta godziną, a za oknem … śnieg. Na szczęście– najtrudniej było się przedrzeć do głównej drogi na której asfalt mimo wczesnej godziny jest „w miarę” bezśnieżny.
Z Grzegorzem spotykamy się na benzynowni w Trzebnicy. Szybkie przybicie „piątki”, tankowanie i kierujemy się do Wrocławia, gdzie dobijają do nas Sorock i Leon motocyklem z koszem i już trzy motory i czterech „motorzystów” kieruje się w kierunku Loh.





Do Kłodzka przejazd dziwnie wyglądał pośród padającego śniegu i ciemnej jeszcze nocy. Ale za to piękne okolice kotliny Kłodzkiej wraz z nastaniem dnia przywitały nas delikatnym słońcem i końcem opadów śniegu, co mimo, że  temperatura obniżyła się do -5 C spowodowało wiele uśmiechów na naszych twarzach. 




Z racji, że w Czechach i Niemczech ominęły nas opady śniegu to po 10 godzinach jazdy, przerwie na gorącą strawę w czeskim wydaniu i tankowanie zawitaliśmy pod bramę zlotu Elefantentreffen.



A tam jak zwykle pełno motocykli, namiotów, śnieżnych stworów, a ruch jak w metrze w godzinach szczytu. Pamiątkowa fota, 20 Euro do kasy i wbijamy się w utęsknione tłumy słoni. Poddając się dobremu nastrojowi znaleźliśmy ciekawe miejsce na namioty z widokiem na większą część zlotowisku.






Śniegu w tym roku było zdecydowanie mniej niż w poprzednich latach, więc przygotowanie obozowiska zajęło nam tylko chwilę, a w między czasie pozwoliliśmy sobie rozgrzać się „przełączówką” z ogniska …





I zaczęły się rozmowy, podziwianie pomysłów na walkę motocyklistów ze śniegiem i mrozem – nie zawsze zwycięskie: różnej konstrukcji mufki na kierownicach, narty podtrzymujące motocykl, dziwne konstrukcje, łańcuchy na koła, „systemy” grzejące … .




Spotykamy wielu starych znajomych z poprzednich lat. Na ognisku smażymy różne pyszności przywiezione przez nas: królika, i inne mięsne i nie tylko pyszności. Nawet nie zauważamy, jak szybko zrobiło się ciemno. Nocne pogawędki przy ognisku i rozgrzewającej „przełączówce” trwały do późnych godzin wieczornych.



Kolejny dzień minął podobnie na podziwianiu pomysłów, witaniu ze starymi znajomymi i poznawaniu nowych. Spacerach po zlotowisku, podziwianiu i utrwalaniu ciekawych zdarzeń na fotografiach, rozgrzewaniu gorącym winem, będącym kultową atrakcją bawarskiego zlotu.












Kolejna noc odbyła się w podobnym klimacie w miłym towarzystwie i wesołych opowieściach, a temperatura spadła poniżej 10 C na minusie, ale gorąca atmosfera Elefanta nie pozwoliła nam zmarznąć.
















Niestety nadszedł dzień wyjazdu. W nieskończoność przedłużaliśmy godzinę wyjazdu, bo aż ciężko opuścić to miejsce, ten klimat, ale w końcu trzeba było się zebrać. Wyjazd ze zlotu nie należał do łatwych na motocyklach solówkach po śliskim śniegu, ale odbyło się bez upadków, a to zapewne dzięki wszystkim chętnych gotowych w każdej chwili pomóc, popchnąć, podeprzeć.



Wraz z upływającymi kilometrami temperatura obniżała się, a na przełęczach nieźle mrożąc, Na szczęście śnieżne widoki na otaczające góry i dobre przygotowanie nas jak i motocykli rekompensują nam zimno, a dzięki suchym asfaltom dość sprawnie się poruszaliśmy, co pozwoliło dotrzeć nam do domu w całości i z zadowoleniem.






W tym roku zlot odwiedziło ponad cztery tysiące motocyklistów.       

Mimo naszej czwartej wizyty na Elefantentreffen, klimat tam panujący ciągle robi na nas wrażenie. Jest niesamowitą przygodą, która dzięki swej niepowtarzalności, innym priorytetom, innym klimacie jest niesamowitą alternatywą dla twardych motocyklistów na próżnię zimowego wegetowania bez motocykla. Jak co roku jest dla nas oczywiste, że ostatni weekend stycznia jest zarezerwowany na wyjazd w bawarskie lasy, a widząc po uczestnikach coraz bardziej są widoczni Polacy, co niezmiernie cieszy. 


Do zobaczenia na kolejnym Elefancie.
Wyjazd był niezwykle przyjemny dzięki wsparciu naszego wyjazdu przez takie firmy jak: Retbike, Shoei, Rukka, BMW Smorawiński i Motokoce – które zabezpieczyły nas i nasze motocykle przed zimowymi warunkami.

Patronat medialny

Zapraszam do oglądnięcia większej ilości ciekawych zdjęć ze zlotu:
Łukasz Langner /Spozo/

Patronat medialny nad wyjazdem objął najpopularniejszy portal motocyklowy www.scigacz.pl, na łamach którego ukazała się relacja z wyprawy, do przeglądnięcia której już teraz zapraszamy


Nasza wyprawa została wsparta przez:

Motokoce - dostawca odzieży zimowej i nie tylko dla motocykli i motocyklistów firm: Klan i Tucano Urbano


Rukka, producent wysokiej jakości odzieży motocyklowej:


Shoei - producent i dostawca kasków:


Retbike - renomowany producent odzieży motocyklowej:


BMW Smorawiński - Dealer motocykli BMW


W pyszne wędliny na ognisko wyposażył nas: Zakład Drobiarski Langner

Zapraszam także do przeglądnięcia artykułów o naszym wyjeździe :