Facebook

Prawa autorskie: spozo. Obsługiwane przez usługę Blogger.


STRONĘ PRZENIESIONO NA :

www.travelmoto.pl


ZAPRASZAMY










ELFANTENTREFFEN 2010 - nasza słoniowa wyprawa 

Co to jest ten Elefantentrefen ?

„Jest to cykliczna impreza organizowana przez: Niemiecką Federację Motocyklistów Bundesverband der Motorradfahrer
 e.V. (BVDM) która aktualnie odbywa się w Loh/Thurmansbang Solla. Miejsce spotkania jest położone w pięknym i spokojnym zakątku Lasu Bawarskiego. Motocykliści i stali mieszkańcy bawią się tam razem od 1989 roku, kiedy to "Słonie" przybyły do Loh po raz pierwszy. Loh/Thurmansbang Solla jest położona około 60 kilometrów na północny zachód od Passau. Elefantentreffen jest spokojnym i tradycyjnym spotkaniem bez koncertów zespołów muzycznych i innych podobnych wydarzeń. Jak zwykle odbywa sie tradycyjny marsz z pochodniami w hołdzie pamięci zarówno dla znajomych jak i wszystkich, którzy zginęli w wypadkach drogowych. Elefantentreffen jest zlotem motocykli, samochody nie są wpuszczane na teren spotkania, a poza tym jest niewiele miejsc do parkowania”


A dlaczego my ?
Ciepły wieczór, gdzieś motocyklem w pięknych okolicach, a Grzegorz rzuca hasło: 
- w styczniu jedziemy na Elefanta,
- no co ty przecież już tam byliśmy, po co znów zimą pchać się prawie 600 km w jedna stronę w mrozie i śniegu i na motocyklu – to moje słowa









- przygotuj motocykl i jedziemy, koniec i kropka – Grzegorz 
Cóż było robić, decyzja zapadła. Tym bardziej, że spora grupa chętnych się zadeklarowała na wyjazd. Tak, że po nie przespanej nocy byłem w 100 % pewny że jadę – no ale zostało jeszcze do wyjazdu z pół roku.
W miarę upływu czasu lista chętnych topniała równolegle do spadającego słupka rtęci w termometrze, a mnie ciągło coraz bardziej – już nie mogłem się doczekać. W grudniu i styczniu przygotowania trwały pełna parą: kompletowanie odzieży i przygotowanie motka.
Z przygotowaniem motocykla było najtrudniej – bo moto już najlepsze czasy ma dawno za sobą, i całkowicie nie nadaje się na takie przygody, a do tego w sezonie parę razy odmówił posłuszeństwa, ale jedna rzecz była ważna – jest to ostatnia trasa na Intruderze przed zmianą moto na inne – dla motocykla to ma być taka ostra jazda przed przejściem na emeryturę. W wyprawie uczestniczyli Gregori i Spozo


Dzień przed wyjazdem - 27.01.2010
Wieczorem ostatnie przygotowania, ostatnie pakowania. Czy wszystko zabrałem ? bo jakoś mało tego wszystkiego. Namiot, dwa śpiwory, karimata, kuchenka gazowa, klucze, coś na przekąskę i zakąskę i rozgrzewacze zewnętrzne (wkładki ogrzewające do rak) i wewnętrzne (woda ognista). Okazuje się ze ciuchy nie zajmują wcale miejsca w sakwach bo i tak jadą na mnie 
Za oknem mrozi, ale śnieg nie pada 
Przy motocyklu jeszcze sprawdzenie płynów, założenie jakiś osłon z blachy i do wyrka na sen, który i tak nie przychodził, tak że ze wstawaniem o 4 rano nie było problemu











Obrazek

Dzień pierwszy- czyli startujemy
Rano już ubrany w przeogromną ilość różnych polarów, goretexów itp. Próbuje otworzyć drzwi od garażu, ale cóż to – nie idzie? Napadało tyle śniegu, że czynności wyjazdowe należało rozpocząć od … odgarniania śniegu.
Po wydostaniu się na asfalt (niestety nie czarny, a biały) ruszam w stronę Trzebnicy, gdzie spotykam się z Grzegorzem.










Po drodze niestety: gleba nr 1 na śliskim śniegu. Na szczęście przy prędkości ok. 30 – 40 km/h nic wielkiego się nie stało poza złamana osłoną i złamanym podnóżkiem.
Spotykamy się w Trzebnicy, szybkie opowieści z drogi dojazdowej (Grzegorz też zaliczył bliski kontakt ze śniegiem) i refleksje nad dalsza droga. Lekko nie będzie !!!, ale trudności jeszcze bardziej popychają w stronę Eleganta, a humory dopisują.
Udajemy się do Wrocławia. Po drodze poza śniegiem na asfalcie i drugą gleba nic specjalnego. We Wrocławiu spawanie podnóżka w przydrożnym warsztacie (bardzo fajna i roześmiana ekipa – dzięki za pomoc), przedzieranie się przez korki i tankowanie. 

Obrazek

Obrazek

Na benzynowi spotykamy ekipę z Gorzowa jadąca na Eleganta … zardzewiałym maluchem (niezwykle wypasionym) – mają chłopaki pomysły 
Obrazek

Po 50 km przejechanych w … 5 godzin ruszamy dalej. Pogoda i drogowcy postanowili nam zrekompensować trudności dając w miarę czysty asfalt, przykryty jedynie co jakiś czas nawianym śniegiem. Dzięki temu dojeżdżamy w szybkim tempie do granicy Czeskiej, gdzie w ostatnim barze posilamy ciało jeszcze polskim daniem w postaci kotleta schabowego.
W Czechach przemykamy znanymi drogami w kierunku Pragi przypominając sobie moto podróże w letnich warunkach jakże odmiennych od dotychczasowych. Pragę przelatujemy autostradami jedynie z jedną małą pomyłką i zatrzymujemy się 40 km za Pragą, gdzie wzmacniamy się nieodzownym łykiem gorącej herbaty i batonikiem co nas wzmacnia okrutnie. Z racji, że zaczęło się robić ciemno postanowiliśmy nie rozsiadywać się tylko jechać jak najdalej na południe, choć już i tak wiemy, że w ten dzień nie dotrzemy na miejsce. 
Więc ruszamy … po to by po 10 km znaleźć się w … zamieci. Wiatr przechylał motocykle, a śnieg był wszędzie, a najwięcej kłębiło się na drodze – prędkość spadła do prędkości żółwia. Znajdując się w takiej czarnej (albo raczej białej) dziurze zjeżdżamy z drogi do najbliższej miejscowości. Znajdujemy pensjonat, tani, z podwórkiem na motocykle i trochę tajemniczy, ale najfajniejsza rzecz to knajpka w pensjonacie z typowo czeskim klimatem i tanim dobrym piwem. 
Obrazek
Niestety dotychczasowa trasa wpłynęła na zmęczenie i po trzech piwach Obrazek zmęczonym krokiem po ścianach dostajemy się do pokoju, gdzie w kilka minut zapadamy w sen kamienny (a śnieg pada, wiatr wieje …).
Drugi dzień - blisko celu 
Wstajemy wraz ze świtem, spoglądamy przymuleni przez okno i … zaskoczenie: nie pada, nie dmucha i choć droga przysypana śniegiem to wstępuje w nas power. Śniadanie wchłaniamy w locie, szybkie ubieranie (jeśli można tak nazwać wciąganie na siebie kilka warstw bluz, kurtek i innych kalesonów) i po chwili odgarniamy biały puch z moto i startujemy na południe. Bardzo fajnie się jedzie, droga poza nielicznymi białymi plamami nawianego śniegu czarna. W takiej sielance dojeżdżamy drogą ze wspaniałymi zakrętami i z super widokami do miejscowości Vimperk, gdzie rozpoczyna się podjazd na przełęcz. 














Podczas podjazdu zaczął padać biały puch na początku troszeczkę, delikatnie, skromnie, a po chwili tak dużo, że droga nagle stała się cała przykryta śniegiem, prędkość jazdy spadła, a oddech w walce z utrzymaniem motocykla w pionie wzrósł kilkakrotnie. Drogowców śnieg zastał podczas obiadu i nie kwapili się do pracy. Na podjeździe na przełęcz na której znajduje się przejście graniczne podjazd daje się mocno we znaki. 
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na szczęście po niemieckiej stronie walka ze śniegiem za pomocą pługów trwała w najlepsze, dzięki temu koła poczuły większą przyczepność i zaczęły się szybciej kręcić w miarę szybko pokonując dzielące ok. 60 km od zlotu. 
Ale ostatni odcinek (ok. 2-3 km) jak przystało na zlot zimowy był typowo zimowy, usłany leżącymi, lub odpoczywającymi motocyklami po trudach podjazdu. Za ostatnim zakrętem pojawia się to do czego dążyliśmy: setki namiotów otoczonych ogniskami, ludźmi kręcącymi się wokół poubierani w różnych pomysłów stroje i setki motocykli, jedne przysypane śniegiem, inne stojące w zaspie, a jeszcze inne próbujące wjechać, lub wyjechać. 
Obrazek

Patrząc z góry to życie toczy się niczym w mrowisku. Jedni noszą drzewo, słomę, ktoś inny próbuje wyjechać, inny próbuje się podnieść, jeszcze ktoś patrzy jak zaprzęgi kopią w śniegu oponami terenowymi próbując podjechać pod górkę, nie zawsze skutecznie.
Rozbicie namiotu związane jest z przerzuceniem około metrowej wysokości zasp śnieżnych co znakomicie rozgrzewa po trasie. Towarzystwo wokół międzynarodowe: Włosi, Niemcy, Czesi, Słoweńcy, Austriacy. Są także, choć nielicznie Polacy. Koło namiotu powstaje ognisko na którym gotujemy herbatę z ognista wodą i miodem, oraz smażymy kiełbaski co znakomicie rozgrzewa ciało, równocześnie je wzmacniając. W celach integracyjnych częstujemy sąsiadujących Włochów co wpływa na ich większą ruchliwość i skłania do intensywnej wymiany zdań na tematy różne. 
Obrazek

Obrazek

Oczywiście wypijamy także grzane wino, które nigdzie tak świetnie nie smakuje jak na Elefancie.























A śnieg ciągle pada …
W tłumie słoni” spotykamy niezwykle wesołą grupę Polaków Obrazek, która dotarła prosto z … Anglii. 
Obrazek

Integrujemy się do późnego wieczora, podziwiając różne pomysły innych zapaleńców mających na celu utrzymanie dwukołowego pojazdu na kołach na śliskiej nawierzchni, poprzez różnego pomysłu łańcuchy, sznury na kołach aż po narty po bokach. 
Obrazek

Lecz najbardziej żywą grupą na zlocie są użytkownicy trójkołowych pojazdów – najczęściej produkcji radzieckiej ujeżdżających je po kopnych dróżkach doliny zlotowej.
Obrazek

Grubo po północy kładziemy się spać, wciskając się do śpiworów w namiocie.























A śnieg ciągle pada …

Dzień trzeci - w śniegu
W nocy walczymy z namiotem, który śnieg za wszelką cenę próbuje zasypać. Rano okazuje się że spadło w nocy ok. 30 – 40 cm śniegu – trochę sporo.

Obrazek

Życie na zlocie toczy się wokół ogniska, tu powstaje rano pierwszy posiłek, tu rozgrzewa się ręce, gotuje wodę na herbatę topiąc śnieg, to przy ognisku toczą się burzliwe dyskusje i opowiadanie w międzynarodowym towarzystwie, tak więc pierwsza czynnością po wstaniu jest jego ponowne rozpalenie. 
Obrazek

Obrazek

Po śniadaniu udajemy się na zwiedzanie, przy okazji próbujemy zlokalizować nasze zasypane motocykle. Ilość śniegu przeraża, na szczęście już nie pada.
Obrazek

Około południa postanawiamy wracać. Zaczynamy od wyciągniecia motocykli z zasp
Obrazek

Spakowanie namiotu i innych gadżetów trwa szybko, ale wydostanie się motocyklem pod górę to już walka – często nie równa – przeważnie śnieg wygrywa.
Jeszcze ostatnie spojrzenie, pożegnania i w drogę.
Po zaprzestaniu opadów droga staje się bardziej przyjazna dla poruszających się na motocyklach, dlatego droga ubywa coraz szybciej, choć od Czeskiej strony niebezpiecznie czają się na nas ciemne chmury. Po przejechaniu przejścia granicznego tankujemy na najbliższej benzynowi (oczywiście nie zapominając o łyku gorącej herbaty, bo temperatura spadła poniżej -6 st C) i startujemy dalej i … nagle zza chmur wyłania się słońce i towarzyszy nam przez większą część dnia.
Jazda w słońcu po czarnych asfaltach wyzwala w nas niezliczoną ilość entuzjazmu, który zostaje w brutalny sposób zachwiany gdy wjeżdżamy znów w zamieć śnieżną, która szybko zamienia czarny asfalt w białą śliską drogę, a do tego zaczyna się ściemniać. Co dziwne dzieje się to w tym samym miejscu co podczas jazdy na zlot. W związku z tym bez zastanawiania się zjeżdżamy do Pitbram i udajemy się do tego samego pensjonatu. Zastanawiamy się czy tu nie działają jakieś tajemnicze siły, które ściągają nas ciągle w to samo miejsce. 
Wieczór kończy się ponownie piwkiem Obrazek.
Obrazek


Czwarty dzień - finisch
Ranna pobudka ponownie rozpoczyna się spojrzeniem za okno i … ponownie zaskakuje nas dzień spokojną bezwietrzną pogodą. Śniadanie, ubieranie i po chwili znów jesteśmy na motorach i udajemy się w kierunku Pragi. Po 10 km sielankowy poranek znów burzy padający śnieg, na początku delikatny, biały, a później ostry zacinający z boku. Ale tylko do Pragi.














W Pradze usuwam drobna awarię – brak migaczy – i już w słonecznej pogodzie (z lekkim mrozem) dzidujemy do Polski. W Polsce asfalt robi się już całkiem suchy co ośmiela nas do szybszej jazdy i radości w pokonywaniu zakrętów. Pod Kłodzkiem wzmacniamy ciało pysznym obiadem i już z prędkością światła przejeżdżamy Wrocław. 
Obrazek

Obrazek


W Trzebnicy pożegnanie i każdy udaje się do domu. Pozostaje jeszcze do pokonania ostatnie odcinki łączące drogę główna z domem po śniegu, a w domu ciepła herbata, kąpiel i piwko przed snem.


Podsumowanie
Elefantentrefen to niesamowita przygoda pozwalająca inaczej spojrzeć na rzeczywistość, dopatrzeć się w jeździe innych priorytetów niż podczas „letnich” wyjazdów, a przebywanie na zlotowisku wśród kilku tysięcy podobnych „wariatów” z których wydaje się, że nikt nie znalazł się tu z przypadku to niesamowite przeżycie.














Takie podróże powodują, że bez wyświechtanych superlatyw, w skrócie można stwierdzić, że podróż na Eleganta będę wspominał jako porywającą i magiczną przygodę podczas której traciliśmy oddech z wrażenia i trudności, znacznie częściej niż podczas każdej innej przygody motocyklowej. 
Przed wyjazdem myślałem, że jadę tam ostatni raz, teraz już wiem, że jeszcze wiele Elegantów przedemną, a to dlatego, że każdy jest inny, a dzięki zmiennej pogodzie za każdym razem ma do zaoferowania inne niespodzianki, inne przeżycia.

Obrazek
Dla tych CO mają ochotę zobaczyć więcej zdjęć Obrazek to zapraszam na oglądniecie fotorelacji.
Przed rozpoczęciem oglądania proponuję:
1. Ciepło się ubrać
2. Przygotować napar rozgrzewający wg poniższego przepisu:
             Składniki
               - 0,5 litra śniegu (może być woda mineralna nie gazowana)
               - 2 x 0,5 litra wódki najlepiej czystej
               - 0,75 litra wina (może być wytrawne)
               - garść cukru
               - miód, najlepiej pszczeli
               - herbata ekspresowa
         Wszystko umieszczamy w garnku 3 litrowym i kładziemy na ruszt na ognisku (w przypadku braku moze byc w kuchni na gazówce).     Podgrzewać do temperatury ok 70 - 80 st C, a następnie systematycznie pić poprzez 
                       Niezwykle rozgrzewa Obrazek
Miłego oglądania 

zów na minimum 10 sekund i dać sobie trochę czasu

0 komentarze: